Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2015

Jak nie My, to kto?

Cześć! Po pierwsze i najważniejsze - muszę Was przeprosić. Chciałam sobie wypracować regularne dodawanie notatek, ale niestety, sytuacja mnie przerosła. Nie miałam warunków do porządnego zgrania zdjęć, a poza tym... Mam p r z e r a ż a j ą c o dobre wieści. Zacznę może, jak zwykle, od samego początku.  Z dnia na dzień to miasto podobało mi się coraz bardziej. Nie tylko mnie – Łukasz też był i jest zachwycony. Jest tutaj naprawdę wiele zaskakująco pozytywnych rzeczy (o tym napiszę w notce kiedyś-tam), wszyscy ludzie wyglądają na tak zrelaksowanych, jakby wiecznie mieli wolne, ceny są cudowne. To znaczy... jeśli przyjechałeś na Wakacje, to ceny wcale nie są cudowne. Jeśli żyjesz tutaj i zarabiasz tutaj – owszem. O cenach i sprawach finansowych w Belfaście również innym razem. Wróćmy do meritum. Od 7 lipca, odkąd pierwszy raz zobaczyliśmy to miasto, Naszym największym marzeniem od tamtej chwili stało się znalezienie tu pracy i życie właśnie w tym miejscu. Nie mogłam i ni...

Pierwsze zdjęcia w porządnej jakości, Muzeum Titanica i więcej.

Obraz
Proces twórczy wygląda mniej więcej tak: Któregoś dnia zmuszam się, by przysiąść na dwie, trzy godziny i zrobić selekcję zdjęć. Te się nie nadają kompletnie, tu trzeba wykadrować, tam wymazać latarnię, bo jest denerwująca i paskudna, a tam znowu coś nie pasuje. Cała ja. To żmudny i bardzo pochłaniający czas proces. W międzyczasie, gdy dostaję świra ze zmęczenia, a przekrwione oczy wychodzą z orbit przez Photoshopa i światło bijące od monitora, w mojej głowie rodzi się masa pomysłów. Czasami budzę się w nocy i zapisuję na telefonie świeżo wymyślony wątek, czasem celowo przesiaduję kilka godzin przy komputerze i piszę, czasem po prostu coś mi mignie, coś się przypomni i uważam to za godne opublikowania. Część z tego zapisuje w folderze „zapiski wojenne” pod różnymi dziwnymi nazwami, kilka dni później czytam na trzeźwo to, co w tych skrawkach zapisałam.  Gdy widzę, ze coś jest napisane ostro pod wpływem zmęczenia i nadaje się tylko do śmieci, wyrzucam to w siną dal, czasem coś d...

Somewhere over the rainbow...

Obraz
No dobra. Na wstępie – żyjemy i mamy się dobrze. Udało się, aż za bardzo. Wróćmy się jednak trochę w czasie... Zanim się cofniemy: Wszystkie zdjęcia z tej notatki zostały zrobione telefonem. Wybaczcie brak jakości, ale żywcem nie miałam jak wyjąć lustrzanki z bagażu podręcznego bo raz, że ów bagaż był tak wypchany, że po otwarciu by wybuchnął, a dwa, że samolot był pełniusieńki i żywcem nie dało się dopchać. Wróćmy jednak do tematu. Ostatnie dni przed wylotem były dla Nas kompletnym chaosem . Napychaliśmy auto rzeczami, by przewieźć je do Wadowic, a potem, jak ledwo co dojechaliśmy (myślałam, że odpadną nam koła, albo zawieszenie, czy cokolwiek tam jest), wnosiliśmy wszystkie graty przez jakieś dwie godziny. Potem pojechaliśmy drugi raz do Krakowa i z powrotem, bo okazało się, że zapomnieliśmy miliona rzeczy... W dniu wylotu wstałam przed 7 myśląc, że jeśli wstanę wcześniej, będę mieć więcej czasu na wszystko. JASNE, NO OCZYWIŚCIE, ŻE TAK. Byłoby fajnie, gdyby raz coś posz...