Rodzynka w oceanie testosteronu... czyli jak nie zwariować w pracy pełnej facetów.
Ci z Was, którzy nadal z
niecierpliwości czekają na zdjęcia z magicznego Holywood, będą
msueli chyba zorganizować na mnie obławę, dziś bowiem napiszę o
czymś innym, niemniej jednak ważnym.
Od dwóch tygodni moje życie w pracy
trochę się pozmieniało.
Dostałam zaszczyt (tak, u nas się o to
zabijają) pracy podczas cmentarnej szychty (cmentarna szychta to
nocna zmiana – przyp. mój). Jest to zaszczyt, bo:
a) Zarabiasz sporo więcej
b) Osoby takie, jak ja (czyt. chore na
poranne wstawanie, płaczące i przeklinające jeśli muszą wstać
przed 11) są bardziej przystosowane do nocnego rytmu pracy.
c) Nocna zmiana, bez menadżerów i kogokolwiek, kto zwróci ci uwagę, że robisz coś za wolno lub źle... dopowiedz sobie resztę.
Ileż ja się naczytałam o
powikłaniach zdrowotnych, zegarach biologicznych, rakach
powodowanych nocną zmianą (kocham cię, Internecie) i przeróżnych,
nie powiem, skąd wyjętych cuda wiankach. Stwierdziłam, że skoro to
MNIE dano szansę, to chętnie skorzystam. Przecież nie ma tam
szefa, który doprowadza mnie do ataku wścieklizny i zarobię więcej pieniędzy na Podróż,
która przecież już za pół roku. Czemu nie?
Pierwszego dnia, zdenerwowana, że
nikogo nie znam, nieśmiało otworzyłam drzwi do miejsca, w którym
miałam spędzić kolejne 12 godzin aż do siódmej rano. Przebrałam
się w strój roboczy i podeszłam na halę do swojego stanowiska.
Mój aktualny szef jest cudowny i
zamiast krzyczeć, że coś zrobiłam, na przykład zrujnowałam
paletę, rozwaliłam śmieci na środku przejścia – śmieje się. A to się zdarza, uwierzcie - cholernie często. Niedługo puszczę tę chałupę z dymem i pójdę siedzieć.
Ku mojemu zdziwieniu, pracowałam z
dwójką facetów, kilka stanowisk obok pracował kolejny facet,
potem kolejnych czterech facetów, na magazynie jeszcze więcej.
Mogłabym tak wymieniać, ale... gdzie, do ciężkiej cholery,
podziały się jakiekolwiek kobiety? Naprawdę byłam tutaj JEDNA,
JEDYNA? Czy Was przypadkiem nie pochrzaniło do reszty?
Tak. Dwie godziny później zaczęłam
zdawać sobie sprawę z tego, że chyba mam jednak przesrane.
Tyle kobiet narzeka na pracę z samymi
facetami. Nigdy tego nie rozumiałam. Zawsze pracowało i rozmawiało
mi się lepiej właśnie z facetami! Po kilku tygodniach pracy na
zmianie, która niestety zmierza ku końcowi, mogę powiedzieć, że
jest idealnie.
Jestem małą rodzynką. Od pierwszego
dnia każdy pyta, czy jest okej. Jeśli jest coś ciężkiego, to na
tym etapie, po trzech tygodniach, nawet o to nie muszę prosić.
Śmieci i inne ciężkie rzeczy niepostrzeżenie znikają same. Nie,
nie jestem wygodnicką paniusią, nie martwcie się – uniosę 30kg,
jak trzeba. Chcę po prostu pokazać, że oni mi NAPRAWDĘ pomagają!
Myślałam, że każdy będzie mieć mnie za kolejnego faceta w
przydużym o 4 rozmiary stroju roboczym, tymczasem każdy, ale to
każdy jest w stanie mi pomóc. Ostatnio nawet dostałam cukierka od
faceta, którego widziałam pierwszy raz na oczy za to, że... pomógł
wyrzucić mi śmieci.
Zdaję sobie sprawę, ktoś pomyśli,
że zwariowałam. Nie! Czasie, leć wolniej, nie chcę kończyć
mojej nocnej zmiany!!! Przygotowałam jednak kilka rad dla kobiet,
które boją się/nie chcą, bądź ulegają powszechnej opinii, że
mężczyźni to zło koniecznie na naszej planecie i najelepiej, żeby
sobie poszli, wysadzili się w kosmos lub po prostu wyparowali.
Zasada nr 1: Nie udawaj, że jesteś
super, silna i samowystarczalna. Okej, jesteś taka, jesteś
niezależna, gratuluję, ale jeśli oczekujesz pomocy nie stój i
czekaj jak ten cap, tylko podejdź i poproś. Faceci nie czytają w
myślach i rzadko biegną z pomocą, jeśli nie zauważą tego, że
jej oczekujesz.
Zasada nr 2: Hej, w pracy się łamią
paznokcie. Chcesz zobaczyć moje? Nie pokażę ci, bo za każdym
razem, gdy na nie patrzę, boli mnie mózg i cierpi moje poczucie
estetyki. Tak, mogę mieć pomalowane jedno oko, mogę mieć dziurawe
spodnie, ale paznokcie ZAWSZE muszę mieć zadbane. W mojej pracy
jest to niestety nieosiągalne. Nie pokazuj zatem, jak bardzo jesteś
zdegustowana kolejnym nadłamanym czymś, co przed połową godziny
było jeszcze paznokciem, tylko po prostu rób swoje. Jeśli będziesz
się całą noc obijać, nikt cię nie polubi, a co za tym idzie –
za cholerę nikt ci nie pomoże.
Zasada nr 3: Jeśli mężczyźni
rozmawiają między sobą o pornosach, samochodach, czy piłce
nożnej, nie próbuj być jak oni. No dobrze, kto co lubi, ale...
generalnie nie polecam.
Zasada nr 4: Oni nie są twoimi
podnóżkami. Jeśli masz okazję pomóc i się zrewanżować, to
zamiast stać jak świeca – zrób to.
Zasada nr 5: Nie patrz na nich z góry.
Wiem, że to kobiety są płcią piękną, mężczyźni tą brzydką,
ale jeśli będziesz płakać nad wielkim kartonem, którego nie
będziesz mogła unieść, uroda nie będzie mieć żadnego
znaczenia.
Zasada nr 6: Z facetami jest źle, ale bez nich to już koniec Świata.
Zasada nr 6: Z facetami jest źle, ale bez nich to już koniec Świata.
Tak, miałam już propozycje trójkątów,
potrójnych małżeństw i rzeczy, które Wam się w głowach nie
mieszczą, ale na szczęście mam naprawdę dobrych (miałam napisać
normalnych, ale nikt z nas nie jest przecież normalny) kolegów, z
którymi nocna zmiana nie oznacza nudy. No i czas szybko leci, choć po takim czasie nie można być wiecznie tryskającym radością optymistą.
(musiałam to zedytować, bo 4 mamy przerwę, a wtedy przestaję na chwilę nienawidzić swoje życie)
Reasumując, nocna zmiana to mega dobra sprawa. Mimo, iż po dwunastu godzinach pracy w nocy wyglądam..
... tak.
Ale ale! Potem wpadam do domu i...
wyglądam DOKŁADNIE tak.
Wszystko ma swoje plusy i minusy. A gdy rano, wychodząc z pracy, widzę te smutne twarze przychodzące na siódmą, podczas, gdy ja mogę sobie bezkarnie spać do 14... bezcenne. Ale niech pracują, ktoś musi, żeby ktoś mógł się opieprzać, prawda?
Yo!
Komentarze
Prześlij komentarz