Przemijanie? Nostalgia? W życiu!

STO!!!!!! - Krzyczała tydzień temu moja fejsbukowa tablica. Sto?
Ale sto czego? Sto litrów wina? (skrycie marzę od lat) Sto królików? (również) A może STOs (gówna), czyli życzenia - ninja? Pozornie życzą jak najlepiej, a między wierszami liczą na to, że pewnego pięknego dnia spadnie z nieba fortepian...

Tydzień temu skończyłam dwadzieścia cztery lata. Leci mi ćwierćwiecze i tym samym zastanawiam się, skąd wzięła się moda na te wszystkie symboliczne, urodzinowe wpisy. Ja na przykład jestem hipsterem i swój wpis robię tydzień po.

Ludzie podsumowują całe swoje życie, jakby leżeli na łożu śmierci. Albo - co śmieszniejsze - robią sobie postanowienia. Takie, jak na przykład te noworoczne. Pójdę na siłownię i schudnę dziesięć kilo. Nie mija sześć tygodni, a Ty oddałeś swój karnet i w najlepsze wpieprzasz chipsy o smaku barbecue.
Myślę, że gdybym tu i teraz zaczęła sobie podsumowywać, to brakłoby mi życia na całą resztę. Gdyby się zastanowić, to tyle się dzieje i zmienia, że... po co mam to podsumowywać? A niech się dzieje i szaleje w najlepsze, ja nie mam zupełnie nic przeciwko.
Co nie zmienia faktu, że jeśli ktoś sobie to robi i jest mu przez to lepiej, to jak najbardziej niech to sobie robi.
A tak między nami - chipsy barbecue są pyszne.

W dniu moich urodzin, poza byciem hejterem, wyśmiewaniem postanowień i podsumowań, naszła mnie też pewna refleksja. Urodziłam się we wrześniu i tu niestety odkryłam kolejną, oprócz wyżej wymienionych, śmieszną przypadłość.
Wrzesień latem nie pachnie, nie oszukujmy się, jaka jest radość z pójścia na plażę z kremem z filtrem, skoro prawdopodobnie spiździ nas i spadnie deszcz? No, właśnie. Dla mnie to wszystko to w ogóle abstrakcja, bo odkąd jesteśmy w Belfaście, kremu z filtrem nie użyłam ani raz.
Tak, czy inaczej. Idzie jesień, jak w tej piosence, której uczyli mnie w gimnazjum na muzyce.

Raz staruszek, spacerując w lesie,
Ujrzał listek przywiędły i blady
I pomyślał: - Znowu idzie jesień,
Jesień idzie, nie ma na to rady!



Znam to na pamięć. Z muzyki zawsze musiałam mieć piątkę.
Patrzę w okno. Jest 18.30 i już zaczyna się ściemniać. Gdzie i kiedy uciekł ten dzień? Jeszcze dwa miesiące temu o 22 można było iść na spacer i cieszyć się ostatnimi promieniami słońca. Ludzie chodzą jakby smutniejsi, przygarbieni. Strąciwszy liście z drzew wiatr zawadiacko niszczy fryzury damom w sukienkach zmierzających na imprezy ze znajomymi. Chmury pędzą szybciej, szybciej...

... a teraz skończmy ten bełkot. Jezusie Nazareński, no rzygać się chce.
Na każdym blogu, każdej stronie, na demotywatorach, tych myślach (?), cytatach i innych stronach panuje gigantyczny wysyp tekstów o parującym kubku kakao, liściach spadających z drzew i tym podobnej, ckliwej i bezkształtnej masie. A, i do tego pudelki i onety piszą o dołach, chandrach i depresjach, bo przecież zacznie padać. Co najmniej, jakby cały rok nie padało. Owijanie się pulowerem, ciepłym szalikiem, kalosze i wielkie parasole - zupełnie, jakby zamiast pory roku, na Ziemię zstępował kataklizm. Kataklizm ultra-emocjonalnych gimbusów, którzy pod wpływem Żulczyków i tym podobnych grafomanów tworzą obrazy jesieni. W zgodzie z tym trendem rozumiem, że mam zacząć opowiadać o Zimie i robić memy, że bałwan i że śmieszne? No śmieszne, bo nie mamy tu nawet śniegu. Tegoroczne Boże Narodzenie spędzamy tu, w Belfaście i myślę, że do dopełnienia świątecznego klimatu śnieg będę musiała sobie dorysować w fotoszopie. Nie omieszkam się tym nie podzielić.

Straciłam wątek. Do czego zatem zmierzam? A, do trendu na dołowanie się. Może to było zawsze, może sama po latach przejrzałam na oczy, z których jedno ma wadę i nie może przejrzeć zbyt daleko.
Tak czy inaczej: czas leci. No i co? 
Lubię mieć urodziny. Bo mogę mieć wolne w pracy, dostać prezenty i poszpanować, że jestem starsza, choć w marketach i tak będą pytali mnie o dowód. Po co martwić się czymś, na co i tak nie mamy wpływu? No, chyba, że potrafisz zatrzymać czas. Ja potrafię tylko w swojej głowie, więc jeśli Ty to umiesz, napisz do mnie i zrób z mojej doby 50 godzin, żeby mi na wszystko starczyło.
Jesienna nostalgia? A dlaczego nie wiosenna? Bo wtedy wszystko zielone? Nie przepadam za tym kolorem, a jednak niespecjalnie mnie to dołuje. A może zimowa nostalgia? Lub letnia? (Lana del Rey chyba o tym śpiewa w Summertime sadness, dlaczego nikt nie dołuje się w lecie?!)

Spytam inaczej - nostalgia? A po co? Masz na głowie tyle spraw i tyle powodów do radości. Nawet, jeśli pracujesz w sobotę, o czym ostatnio pisałam, nawet, jeśli kapie Ci woda z kranu albo lodówka się popsuła.
Przecież lodówkę się kupi. Nóg, rąk, pełnosprawności i tego poczucia w środku, że jest o.k. już nie.

Ps. Jeśli dorwała Cię ta nieszczęsna chandra jesienna i nadal nie poprawiłam Ci humoru, scrolluj dalej.


To mały królik, który schował uszka i udaje fokę. Lepiej? :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nie czeka na Was tu nic nowego. Mieliśmy tylko Wakacje w Polsce i prawie wpadliśmy samolotem do morza. Tylko tyle.

O tym, dlaczego warto gadać.