Dziś widzimy się po raz ostatni.
Cześć, Wiecie. Nie przypuszczałam, że kiedyś to napiszę. Nie będę Wam tu trzaskać wyświechtanymi sloganami na temat przemijalności czasu, kołczingu, motywacji i w zasadzie chuj wie czego. Muszę ruszyć do przodu, a żeby się rozpędzić, potrzebuję dużo przestrzeni. Ostatnimi czasy blog stał się dla mnie obowiązkiem, co totalnie zgasiło mój płomyk, a do tego ten żałosny fejsbuk ograniczał zasięg postów, w którym zamieszczam linka do bloga. Po lewej: losowy post z fanpejdża ze zdjęciem, po prawej: link do posta na blogu. Nie płaciłam za zasięg. Facebook, serio? To nie jest tak, że mam Was gdzieś. Usłyszałam tyle cudownych słów, że mogłabym zasilić nimi porządną rakietę i polecieć prosto w kosmos. To raczej jest tak, że potrzebuję wszystko sobie poukładać jak puzzle, a potem przysiąść do tego, co być może z czasem spadnie z rangi obowiązku do czegoś, co sprawia mi kupę frajdy. Przepraszam. Bo, cholera, zawiodłam. Powinnam była być nie kończącym się źródłem energii w tym be...