Polakiem być... czyli strajk, patriotyzm i wódka.

Cześć!
Dziś nie będzie tak śmiesznie i fajnie, jak tydzień temu. Mam tu co nieco do napisania o naprawdę ważnych rzeczach, ale nie przejmujcie się – jak Was zanudzę, pójdziecie to kuchni i zaparzycie sobie herbatę/meliskę jakąś, albo inne ziółka, kawę, wrzucicie coś na ruszt i raz dwa wróci Wam ochota do przebrnięcia przez wszystkie moje patetyczne przemowy.

Słowem wstępu, kilka adnotacji, coby niżej wspomniana gównoburza i nie zawitała także tutaj:
1. W notatce używam słów takich, jak "Murzyn" i "Cygan". Nie, nie jestem rasistką, ani niczym w ten deseń. Czarnoskórych uwielbiam, bo sami z siebie wydają się mega sympatyczni i kochani, a Romów... cóż, Romów nie darzę wielką sympatią, ale w gruncie rzeczy są mi obojętni.
2. Nie, nie jestem kolejnym Polaczkiem-cwaniaczkiem, co o wyrwał się za granicę i wyzywa Polaków od buraków, cebuli i innych jarzyn. Skupiłam się dziś głównie na negatywnych cechach nas, Polaków żyjących za granicą, ale nie zaprzeczam - pozytywne cechy mimo wszystko też posiadamy. Poza tym, pisząc o Polakach, mam na myśli także siebie, no bo przecież jestem z Polski, więc jak to tak, hejtować samą siebie? Nie no. Nie przesadzajmy, nie jesteśmy najgorsi.
No dobrze, to tyle. Zapraszam.


Odkąd postanowiliśmy, że jednak nie Bergen, a Belfast, z radością śledzę i udzielam się w grupie Polacy w Irlandii Północnej na facebooku. Często pojawiają się tam przydatne informacje – ktoś pyta, gdzie najlepiej założyć konto w banku, ktoś o restaurację nadającą się na romantyczną kolację we dwoje. Czasami powstają tam jakieś społeczne inicjatywy typu zebranie samotnych mam, organizacja rozrywki dla polskich dzieciaków, czy zniżka na wizytę w polskim salonie piękności.
Jak to w każdej grupie, zdarzają się dwustukomentarzowe gównoburze. Z zamiłowania z innych stron czytam je z wypiekami na twarzy, gdy mam tylko na to czas. Największą kontrowersję wśród ostatnich tygodni wzbudził pewien pomysł, o którym wie już, podejrzewam, większa część Europy.
20 sierpnia Polacy na Wyspach Brytyjskich postanowili wyjść na ulicę i strajkować! Pierwszy raz, pierwsze (podobno) wielkie zjednoczenie, marsze i śpiewy niczym na feministycznych manifach.
Powodem strajku jest „fakt”, iż Polacy w UK czują się niedocenieni, gorsi, spotykają się z poniżaniem i rasizmem. Zacznę może delikatnie.. W pewnym sensie rozumiem tę pobudkę, no przecież jeśli ktoś Ci powie „gtfo you polish white bitch”, to nie uśmiechniesz się i nie powiesz „ok dear, have a nice day”. W pracy chodzą pogłoski, że pod naszą piekarnią koczuje dziadek na rowerze i wszystkich zaczepia pytając o godzinę. Jeśli po akcencie wyczuje, że jesteś Polakiem – masz przesrane. Podobno jednej osobie groził z tego powodu nożem, ale wszyscy mówią, że ta laska, której się to przydarzyło, kłamie, więc również nie wierzę. Tak czy siak, Belfast jest średnio tolerancyjnym miastem. Jeśli zajrzeć do historii tego miasta, miały tu miejsce The Troubles – w ogromnym skrócie była to walka pomiędzy chrześcijanami uważanymi za republikan, którzy żądali przyłączenia Irlandii Północnej do reszty Irlandii, a protestantami, którzy stanowczo tego odmawiali i żądali uznania Irlandii Północnej za część Zjednoczonego Królestwa. Punktem kulminacyjnym była tzw. Krawa Niedziela, podczas której w Derry brytyjska grupa spadochroniarzy rozstrzelała uczestników marszu protestacyjnego. Zainteresowanych odsyłam do artykułów (wystarczy kliknąć, linki są bezpośrednie):

Tylko błagam, jeśli postanowicie szukać na własną rękę informacji na temat historii Irlandii Północnej, NIE WCHODŹCIE NA BLOGI. To nie strach przed konkurencją, spokojnie. Pewnego dnia trafiłam na bloga, w którym laska pisze o tym, że Belfast to miasto śmierci, że tutaj zabija się na ulicach w biały dzień i takie tam, przez co można sobie pomyśleć, że naprawdę tak jest, a to jedna wielka bujda. Ale o tym w osobnej notatce.
Zagadałam się, ale to tyle, jeśli chodzi o zrozumienie dla strajku Polaków w UK. Postawię pewne pytanie:
PO CO?
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Brytyjczycy widząc, jakie gówno dzieje się w ich miastach, nie będą zadowoleni. Nie chodzi tutaj Broń Boże o podlizywanie się im i tak dalej...
Ale prawda jest taka, że to MY jesteśmy tu gośćmi. Nie musimy zgadzać się na poniżanie tylko dlatego, że jesteśmy Polakami – macie jaja, żeby strajkować a nie macie, żeby zwrócić komuś uwagę? Serio? Przeciętny Brytyjczyk włączy telewizor, zobaczy, co się dzieje w lokalnych, popołudniowych wiadomościach i pomyśli: „Co do cholery, Polaczki przyjechały i już będą nam dyktować zasady? Nie pochrzaniło im się przypadkiem w głowach?”. Widocznie pochrzaniło, i to dość mocno. No pomyślcie sobie, pewnego słonecznego dnia wychodzicie do sklepu, a tam Romowie z transparentami. Pierwsza myśl? - "Głupie cygany wyszły na ulice, panoszą się, jakby u siebie byli!"

Moim zdaniem zasady są proste.




Czy to wszystko jest takie trudne?

Nawet w grze, gdy napisałam, że pochodzę z Polski, ktoś napisał mi:
 - Oh, so you drink much vodka, don't you?
(Zatem pijesz naprawdę dużo wódki, czyż nie?)

Nie od dziś wiadomo, że jesteśmy postrzegani przez pryzmat zachowania z wycieczek do Egiptu czy Grecji (oczywiście all inclusive), parawanowych wakacji, ulicznych dziwek, wódki i wszędzie znanego słowa „kurwa”. Pamiętam jeszcze jedną sytuację. Pracowałam w restauracji, obsługiwałam przy stoliku czwórkę młodych Norwegów, którzy konspiracyjnym szeptem zaczęli mnie pytać, co oznacza słowo „kurwa”. Zaczęłam się śmiać i zapytałam, skąd oni znają te słowa. Okazało się, że „na rynku słyszeliśmy to od prawie każdego”.


źródło: youtube, kanał MuzykaBezPrawAutorskich

źródło: facebook
Heh, pozdrawiam.


Jedyną nadzieją jest akcja, która powstała jako odzew na pomysł o strajku - „antystrajk” polegający na oddawaniu krwi przez Polaków, także 20 sierpnia. Bardzo podoba mi się taka inicjatywa, fajnie, że nie wszyscy Polacy to pseudo-bojownicy, którzy jedyne, co widzą, to koniec własnego nosa.

Odkąd jesteśmy w Belfaście, staramy się w każdej sytuacji zachować uprzejmie i po ludzku. Nasz landlord John wie, że można na Nas polegać i jesteśmy fair. No, i najważniejsze – nie przyjechaliśmy tutaj, żeby ciągnąć benefity i leżeć w domu dupskiem do góry. Bardzo to docenia. Chcemy pokazywać innym, że Polacy też mogą być w porządku i nie każdy jest pijakiem, burakiem, cebulakiem, dresem, czy innym marginesem.
Cieszę się, że wyjechałam. Nie kierowała mną nienawiść do Polski, a wiem, że było to motywacją wielu osób. Tak, pracuję na inne państwo i płacę tu podatki (pierwszy raz zapłacę w ten piątek, hurra!). Tak, wyjechaliśmy, w Polsce jest o dwie osoby tyrające za 5zł na godzinę na umowę zlecenie lub na czarno, mniej. Za to, jak pracownicy są traktowani, polscy pracodawcy niech idą w cholerę. Nie potrafię cieszyć się, przynajmniej na razie, z tego, jak mi tutaj dobrze. Wiecie dlaczego? 300zł, połowa mojej wypłaty z ostatniej pracy w Polsce to 50 funtów. Wiecie, ile zarabia się dziennie mając najniższą stawkę? 52 funty. Nie piszę tego, bo jestem chwalipiętą, bo się chełpię, bo jestem taka-super-zagranico. Mam za złe Polsce, że moja mama ledwie wiąże koniec z końcem, że przelicza każdy grosz, bo rachunki są horrendalne, ceny także, wszystko jest drogie, a jej musi starczyć na wszystko. Jest mi jej tak kurewsko żal, kobieta całe życie pracuje i nigdy nie była za granicą. A tutaj? Średnio każdy człowiek, przy najniższej krajowej, może sobie wyjść do restauracji dwa razy w tygodniu, może rozpieprzać swoje pieniądze na wyprzedażach, opłacić dom, odłożyć trochę zaskórniaków, jeść ze spokojnym sumieniem i jeszcze popijać to wszystko Guinessem. To mnie przeraża. Za takie warunki Polsce nie należy się złamany grosz.

Na koniec, na rozluźnienie, pozytywny akcent.
Nasz kochany John tyle dla Nas zrobił. Uratował Nam tyłki. Woził nas po agencjach pracy, urzędach, po całym mieście, żeby tylko Nam pomóc. To jest nie do uwierzenia, jak bardzo ten człowiek ma dobre serce. Postanowiliśmy w geście podzięki kupić mu coś polskiego, coś wypasionego, dobrego i cieszącego oko. Pomyśleliśmy przez chwilę o wielkiej flaszce wódki, ale patrząc na tę notatkę... może jednak się rozmyślimy...?

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Przemijanie? Nostalgia? W życiu!

Nie czeka na Was tu nic nowego. Mieliśmy tylko Wakacje w Polsce i prawie wpadliśmy samolotem do morza. Tylko tyle.

O tym, dlaczego warto gadać.